Pytanie do kandydatów na prezydenta

16 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Robert Fiałek
Portret użytkownika Robert Fiałek
Pytanie do kandydatów na prezydenta

Myślę, że powinniśmy napisać list otwarty do kandydatów na prezydenta RP z pytaniami o ich stosunek do demokracji bezpośredniej. Następnie ten list powinien być wysłany zarówno do samych kandydatów jak i prasy. Na podstawie odpowiedzi moglibyśmy wystawić rekomendację dla któregoś kandydata. Kto zechciałby podjąć się poprowadzenia takiego projektu?

Sposób wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.
jordan
Portret użytkownika jordan

Jestem jak najbardziej za!

Zdzisław Gromada
Portret użytkownika Zdzisław Gromada

Pracuję nad kolejnym DB tekstem, oto jego wersja robocza:

Konstytucja RP – nieuczciwa umowa społeczna przeforsowana przez „ustrojodawców”.

Prawo nie oznacza sprawiedliwości. Mamy w genach zakodowany model – silniejszy/sprytniejszy proponuje/dyktuje/narzuca swoje egoistyczne prawo słabszemu. Przykładem tego we współczesnym świecie są np. umowy kredytowe oferowane przez banki. Ogólne warunki i regulaminy takiej umowy zawsze zdecydowanie lepiej zabezpieczają bank niż jego potencjalnego klienta. Wszystko jest zgodne z literą prawa ale wyłącznie bank jest bezpieczny - biorący kredyt czy kupujący na raty podpisują swego rodzaju cyrograf. Analogicznie zredagowana jest nasza podstawowa umowa prawna – Konstytucja.

W demokracji lud ze względów praktycznych nie można osobiście i bezpośrednio rządzić w wielomilionowych społeczeństwach. Realne jest rozwiązanie pośrednie tzw. demokracja partycypacyjana. Podejmowanie bieżących decyzji w sprawach publicznych obywatele powierzają swoim przedstawicielom ale jednocześnie zastrzegają sobie realne prawo weta każdej ich decyzji oraz również realne prawo dowolnej inicjatywy ustawodawczej np. ograniczenia praw swoich przedstawicieli. Tymczasem nasi „utrojodawcy”, tak określił autorów naszej Konstytucji Sąd Najwyższy w uchwale z dn. 15 lipca 1997 w sprawie ważności referendum konstytucyjnego przeprowadzonego w dn. 25 maja 1997 maja 1997 r., w naszej Konstytucji ograniczyli nieomal do zera prawo ogółu obywateli (ZLECENIODAWCY) do korygowania warunków „umowy-zlecenia” oraz bieżącej kontroli pracy polityków (USŁUGODAWCÓW). Czy taki system polityczny można nazwać demokracją? Nie to nie są rządy ludu – to są rządy „ustrojodawców”.

Czy można logicznie pogodzić deklaracje zawarte w Konstytucji art. 4. pkt. 1 „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu” z treścią zawartą w art. 125. p. 2. „Referendum ogólnokrajowe ma prawo zarządzić Sejm bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów lub Prezydent Rzeczypospolitej za zgodą Senatu wyrażoną bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów”. Czy dysponując takim zapisem nasi przedstawiciele mogą się zgodzić na zmiany prawa zmierzającą do ograniczenia ich uprawnień czy profitów? Czy pozwolą obywatelom na ewentualne weto podjętych przez nich z „pewnością” dla dobra ludu decyzji? Przy takim zapisie prawnym władza ludu ograniczona jest wyłącznie do proszenia, błagania swoich przedstawicieli - zwycięzców wyścigu do władzy w sondażu popularności.

Jak nasi przedstawiciele, usługodawcy, załatwiają takie prośby pokazuje historia wniosku Stowarzyszenia JOW do Sejmu RP o referendum w sprawie wprowadzenia większościowej ordynacji wyborczej do sejmu podpisanego przez ponad 750 tys. obywateli. Po kilku latach ciszy bezceremonialnie wrzucili go do niszczarki!!!

Wymaganie minimalnej frekwencji referendów – kruczek prawny dodatkowo blokujący władzę ludu

W ustawa z dnia 29 czerwca 1995 r. o referendum krajowym Dz. U. 1995 r. Nr 99 poz. 487 Art. 9. 1. zapisano: „Wynik referendum jest wiążący, jeżeli wzięła w nim udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania.”. Powtórzono go w art. 125 pkt. 3 Konstytucji RP: „Jeżeli w referendum ogólnokrajowym wzięło udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania, wynik referendum jest wiążący.” Te zapisy to kolejna manipulacja „ciemnym ludem” przez „ustrojodawców”. Poczciwi obywatele wobec pytań referendalnych dzielą się ZAWSZE na trzy grupy: Pierwsza zdecydowanie odpowiada – TAK, druga NIE, trzecia, zwykle najliczniejsza grupa to ci którzy NIE IDĄ GŁOSOWAĆ. Temat referendum ich nie interesuje, jest im obojętne który wariant zostanie przyjęty i będzie obowiązujący, nie wierzą, że ich głos będzie miał jakiekolwiek znaczenie, etc. Prosta logika nakazuje by wszystkie nie oddane „głosy” liczyć 50% na TAK i 50% na NIE. Niestety autorzy naszego prawa o referendach nie wiadomo dlaczego nie zastosowali w naszej ustawie tej zasady logiki(?). Ustanawiając 50% limit frekwencji dla referendów ogólnokrajowych oraz 30% dla lokalnych, w przypadku ich nie przekroczenia, „głosy” nieobecnych interpretują: Pytanie referendalne jest dla nas za trudne. „Głosujemy” za tym by decyzje w tej kwestii podjęli w naszym imieniu nasi przedstawiciele.

Konstytucja RP nie zatwierdzona – do nowelizacji

Pięćdziesięcioprocentowy limit frekwencji referendalnej skutecznie blokuje władzę ludu. W III RP przeprowadzono raptem 4 referenda ogólnokrajowe. Wykazały to trzy pierwsze:
18 lutego 1996 - referendum na temat powszechnego uwłaszczenia – frekwencja 32,40%; 18 lutego 1996 - referendum o niektórych kierunkach wykorzystania majątku państwowego – frekwencja 32.40% oraz
25 maja 1997 - referendum nt. przyjęcia konstytucji – frekwencja 42,86%: 52,7 na TAK i 45,90 na NIE pokazały jak trudno zmienić mentalność ludzi,
W czwartym i ostatnim które odbyło się 7 czerwca-8 czerwca 2003 - w sprawie akcesji Polski do Unii Europejskiej – frekwencja 58,85% udało się przekroczyć wymagane minimum 50% frekwencji dzięki usilnej socjotechnice. Przedłużono do dwu dni czas trwania referendum oraz wysłano w imieniu Prezydenta RP każdemu obywatelowi imienne zaproszenie, prośbę, uczestnictwa w głosowaniu.

Konstytucja RP nie zatwierdzona – do nowelizacji

W ogólnokrajowym referendum nt. przyjęcia konstytucji które odbyło się 25 maja 1997 uczestniczyło 42,86% obywateli - 52,7% powiedziało TAK i 45,9% powiedziało NIE.

Zgodnie z obowiązującym w tym czasie prawem tj. Art.1 p. 1 Ustawy konstytucyjnej z dn. 23 kwietnia 1992 r. który mówi:
Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej uchwaloną przez Sejm i Senat połączone w Zgromadzenie Narodowe przyjmuje Naród w drodze referendum konstytucyjnego.
oraz Art. 9. Ustawy z dnia 29 czerwca 1995 r. o referendum krajowym który mówi:
„Wynik referendum jest wiążący, jeżeli wzięła w nim udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania.”

Oznacza to, że NARÓD NIE PRZYJĄŁ W PRZEDSTAWIONEJ MU DO ZATWIERDZENIA WERSJI KONSTYTUCJI.

Tymczasem SĄD NAJWYŻSZY w Uchwale z dnia 15 lipca 1997 r. w sprawie ważności referendum konstytucyjnego przeprowadzonego w dniu 25 maja 1997 r. (Dz. U. z dnia 17 lipca 1997 r.) Orzekając o ważności referendum konstytucyjnego stwierdził, że KONSTYTUCJA ZOSTAŁA PRZYJĘTA.

Proponuję zwrócić się do kandydatów z dwoma pytaniami:

1. Który zdaniem Pana artykuł/zapis Konstytucji jest ważniejszy?
a) art. 4. pkt. 1 „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu” oznaczający, że naród ma prawo podejmować dowolne decyzje w sprawach publicznych bez pytania się kogokolwiek o zgodę
czy
b) art. 125. p. 2. „Referendum ogólnokrajowe ma prawo zarządzić Sejm bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów lub Prezydent Rzeczypospolitej za zgodą Senatu wyrażoną bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów”

2. Czy Pana zdaniem Sąd Najwyższy w Uchwale z dnia 15 lipca 1997 r. w sprawie ważności referendum konstytucyjnego przeprowadzonego w dniu 25 maja 1997 r. orzekając o ważności referendum konstytucyjnego stwierdzając że KONSTYTUCJA ZOSTAŁA PRZYJĘTA zawyrokował zgodnie z prawem?

Z. Gromada

wojciech
Portret użytkownika wojciech

Tekst bardzo ciekawy. Propozycja zwrócenia się do kandydatów trafi jednak moim zdaniem w próżnię. Kto ma ich o to spytać, i kto ich zmusi do odpowiedzi? Przyznaję, że mój pomysł, żeby zwrócić się z tym do śp. Janusza Kochanowskiego był może mało efektowny. Jednakże jako urzędnik państwowy musiałby się do takiego oficjalnego pisma odnieść. Kandydat niczego nie musi, szczególnie, że odnoszenie się do takich spraw jest po prostu niewygodne. Nie macie Państwo jak na razie wystarczającej siły przebicia, żeby sprawę nagłośnić. Powiem jeszcze dosadniej - nie potraficie nawet odzyskać od Michała waszego adresu, ani nawet skłonić go, żeby informował, że Stowarzyszenie ma już inną stronę (u niego miesięcznie rejestruje się 15-20 osób, na tej stronie 1-2 w tym samym czasie). Mieć rację to nie wszystko.

(Przepraszam, jeżeli ktokolwiek uzna moją wypowiedź za atak.)

Robert Fiałek
Portret użytkownika Robert Fiałek

Oczywiście masz rację - nie mamy w tej chwili dużej siły przebicia. Ale czuję, że troszkę blefu nie zaszkodzi :)
Co do Michała - mam jeszcze bardziej radykalne zdanie: Zdzisław dał Michałowi pieniądze na zakup domeny. Michał domenę sobie przywłaszczył. Jak się nazywa takie postępowanie?
Teraz Michał jest zapraszany na spotkania zarządu. wtf?

wojciech
Portret użytkownika wojciech

Moim zdaniem u źródeł tego zamieszania tkwi zasadniczy błąd - ze względu na nieporównywalnie większe zaangażowanie czasowe administratora/ów niż pozostałych członków powinno się tym pierwszym płacić. Można było ogłosić konkurs typu "Stowarzyszenie DB ogłasza konkurs na administratora i autora strony. Nasze kryteria to: ładny layout i przystępna cena (im niższa tym lepiej). Zastrzegamy sobie prawo do zmiany administratora i layoutu strony".

wojciech
Portret użytkownika wojciech

Problem dwóch stron rozwiązać można na przykład tak:
-Stowarzyszenie wynagradza Robertowi za czas spędzony nad stworzeniem strony i opiekę nad nią
-Stowarzyszenie płaci Michałowi pieniądze odpowiednie do jego wkładu, pod warunkiem, że odda hasło
-Stowarzyszenie zatrudnia zewnętrzną firmę

Robert Fiałek
Portret użytkownika Robert Fiałek

Nie polecałbym kierowania się w tą stronę. Sądzę, że nie stać nas ani finansowo ani czasowo na obwarowanie tego typu sytuacji. Raczej powinniśmy uznać, że natrafiliśmy na niewłaściwego człowieka. Zdarza się. Nie rozumiem po prostu dlaczego ktokolwiek pokłada obecnie jakiekolwiek nadzieje w Michale...

wojciech
Portret użytkownika wojciech

Jestem tu raczej nowy i pewnie jeszcze niezorientowany. Dlatego może zadaję głupie pytania. Nie wiem jak to jest z ilością spędzonego czasu dla DB u różnych sympatyków. Sądzę jednak, że twórca strony poświęca go naprawdę dużo (myślę, że zarówno Ty jak i Michał). Dodatkowo jest ze stroną związany wręcz emocjonalnie. I moim zdaniem takie przywiązanie (zarówno emocjonalne, jak i techniczne) stoi w konflikcie z ideą demokracji. Kiedy prezes stowarzyszenia stwierdził, że nie chce już być prezesem, stowarzyszenie wybrało nowego i dalej funkcjonuje. Gdyby twórca strony stwierdził to samo, stowarzyszenie byłoby w kropce. Twórca strony ma tę przewagę nad innymi, że nie można go w każdej chwili odwołać, jest superczłonkiem (nie bierz tego do siebie, tylko tak teoretyzuję). Ty zachowałbyś się w porządku, ale skąd wiesz, czy ten, który będzie sprawował tę funkcję po Tobie, nie wnerwi się na Was i nie pozmienia haseł?
Pytanie czy Was na to stać. Czasowo i finansowo.

Mariusz Doppler
Portret użytkownika Mariusz Doppler

Jeśli właścicielem domeny i serwera jest stowarzyszenie to bez problemu może uzyskać pełną kontrolę nad portalem w zasadzie w każdej chwili.
Jeden telefon do providera, backup zmiana haseł do serwera ftp. , bazy danych, konfiguracji konta i po sprawie.

Jeden warunek, trzeba być ich właścicielem i tutaj pewnie jest pies pogrzebany, najprawdopodobniej stowarzyszenie nie jest właścicielem tej domeny stąd te problemy.

W przypadku wszystkich e-organizacji, pełna kontrola nad domeną i kontem jest sprawą fundamentalną.

wojciech
Portret użytkownika wojciech

Nie wiem kto jest właścicielem. Sądzę jednak, że można osiągnąć kompromis. Na przykład odkupić domenę (jeżeli jest na starego administratora) i ustanowić nowe warunki na wybór administratora (np. 2-3 miesięczna kadencyjność) Robimy konkurs na layout i wygrywa lepszy. Przegrany nie ma pretensji, bo wie, że za 2 miesiące ma przed sobą kolejną szansę. Problemem może być przechodniość, ale można (mam nadzieje) przenosić tylko konta, a stare komentarze pozostawić w dolinkowanych wersjach archiwalnych (ktore miałyby zablokowaną możliwość tworzenia kont i dodawania nowych wpisów). Czy strona musi być cały czas taka sama?

wojciech
Portret użytkownika wojciech

O ile zrozumiałem z Twojego powyższego komentarza zatrudnienie zewnętrznej firmy jest kosztowne. A zatem stowarzyszenie, aby zredukować koszty wykorzystuje jednego z członków do tej roboty. Nie podoba mi się to. Stowarzyszenie zaciąga w ten sposób dług, który jest de facto nie do spłacenia (bo kto zwróci rodzinie administratora czas, który spędził na charytatywnym tworzeniu i administrowaniu strony - nikt). A zatem stowarzyszenie ma wobec takiej osoby (takich osób) dług. I moim zdaniem powinno go jak najszybciej uregulować. Zarówno wobec Ciebie jak i Michała. I tu nie ma nic do rzeczy, że przywłaszczył sobie stronę.
Nie musi to być gotówka. Mogłoby to być na przykład zwolnienie was z płacenia składek na jakąś sumę, albo na jakiś dłuższy okres.

Mariusz Doppler
Portret użytkownika Mariusz Doppler

u niego miesięcznie rejestruje się 15-20 osób, na tej stronie 1-2 w tym samym czasie).

Jestem ciekaw skąd wziąłeś te dane?
Domena demokracja-bezposrednia.org cieszy się większą oglądalnością (~128/dzień) niż demokracjabezpośrednia.org (~96/dzień). Dane z serwisu speedtest.pl.

Jeśli chodzi o problem administracji. To niestety w sytuacji gdy domena i znaki nie są własnością stowarzyszenia to tworzy się bardzo patologiczna sytuacja.

Niechlubnym przykładem może być projektpi.pl który w założeniu miał być zalążkiem partii internetowej, potem stowarzyszeniem pro politycznym, a koniec końców stał się spółką z o.o.
Od samego początku administracja tego portalu zarzekała się, że nie może oddać portalu stowarzyszeniu dla dobra jego rozwoju, a tak naprawdę stały za tym pobudki finansowe.

Mam nadzieje, że akurat w tym przypadku przyczyny mają charakter ambicjonalny, a nie finansowy, bo to jestem jeszcze w stanie zrozumieć.

wojciech
Portret użytkownika wojciech

dane wziąłem ze strony Michała:
http://www.demokracjabezposrednia.org/index.php?option=com_fireboard&fun...

Natomiast na tej stronie odpowiednie dane może Pan znaleźć pod linkiem "Ludzie"->"Spis". Będzie Pan musiał trochę poklikać na zakładkę każdego użytkownika, ale data pierwszej rejestracji jest dostępna. Kiedyś jeszcze była data ostatniego logowania i można było sprawdzić aktywność zarejestrowanych osób, ale teraz te dane się nie pojawiają. Szkoda

Mariusz Doppler
Portret użytkownika Mariusz Doppler

To są najprawdopodobniej roboty sieciowe, co już same nazwy użytkowników zdają się sugerować.

wojciech
Portret użytkownika wojciech

Faktycznie. Mój błąd.