Nie znam cię, prezydencie! - polityka po alpejsku

Portret użytkownika jordan

Parlamentarzyści dojeżdżają do pracy rowerami, a prezydenci jeżdżą pociągami, drugą klasą... To nie sen. To szwajcarska rzeczywistość. Politycy mają tak ograniczoną władzę, że często nawet nie warto znać ich nazwisk.

Jak na tę porę dnia było jeszcze sporo pustych miejsc. Siedziałem pod oknem. Lubię patrzeć na góry i czuć spokój, który emanuje z ich zaśnieżonych szczytów... Pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji. Przez cztery minuty obserwowałem bez pośpiechu wsiadających podróżnych.

- C'est libre? - spytał ktoś.

Wyrwany z przyjemnej zadumy, szybko odwróciłem głowę. Napotkałem serdeczny uśmiech i miłe oczy, uprzejmie pytające o wolne miejsce. Szybko odparłem, że oczywiście, można się przysiąść. Chwilę przyglądałem się mojemu współtowarzyszowi podróży. Kogoś mi przypominał, nie wiedziałem kogo, ale byłem pewien, że już kiedyś widziałem tę twarz w gazetach. Jednak ze względu na mój toporny francuski, nie odważyłem się zagadnąć i wybadać, kim jest mój tajemniczy sąsiad. Starszy pan wyjął gazetę, a ja powróciłem do podziwiania krajobrazu… Tak oto przegapiłem okazję na rozmowę z prezydentem Szwajcarii.

Zupełnie nieświadomie spędziłem kilkadziesiąt minut z Josephem Deissem, ówczesnym prezydentem Konfederacji Szwajcarskiej. Czy znacie to nazwisko? Czy kojarzą się Wam z kimś, takie osoby jak: Samuel Schmid, Moritz Leuenberger, Micheline Calmy-Rey? Podejrzewam, że są Wam one równie nieznane jak mnie przed kilkoma laty. A są to - w kolejności urzędowania - głowy państwa szwajcarskiego. Dlaczego jednak nie są znani? Dlaczego nie mówi się o nich?

Choć przez tutejsze banki przelewają się ogromne sumy pieniędzy, wielkie międzynarodowe koncerny tu płacą podatki, a wiele światowych decyzji jest podejmowanych właśnie u Helwetów, to nie mamy zielonego pojęcia, kto rządzi tym krajem!

- Szczerze mówiąc, również wielu Szwajcarów musi się chwile zastanowić nad nazwiskiem aktualnego prezydenta. I wiecie co? To jest właśnie najpiękniejsze!

Demokracja bezpośrednia

Politycy mają tak ograniczoną władzę, że często nawet nie warto znać ich nazwisk. Każdą ustawę uchwaloną przez parlament można przecież odrzucić za pomocą referendum. Jeśli ustawa nie dotyczy zmian konstytucyjnych, wystarczy zebrać jedynie 50 tys. podpisów w ciągu 100 dni. W przypadku zmian konstytucyjnych ustawa musi zostać zatwierdzona przez obywateli, poprzez referendum (tzw. referendum obowiązkowe). W takim systemie, gdzie decyzje „rządzących” nie są ostateczne, korupcja nie ma większego sensu. Tym bardziej, że istnieje jeszcze jeden mechanizm szwajcarskiej demokracji bezpośredniej, który może narobić wiele zamieszania w rachubach polityków. Jest nim inicjatywa społeczna. Aby wylansować referendum, dotyczące konkretnej inicjatywy, wystarczy zebrać 100 tys. podpisów w przeciągu 18 miesięcy. To gwarantuje, że decyzje podejmuje zawsze obywatel i to właśnie on ma ostateczny głos. Dlatego nic w tym nadzwyczajnego, jeśli nazwiska sprawujących najważniejsze urzędy w państwie są mało istotne. Takie są zalety demokracji bezpośredniej.

Politycy

Pewnie się zastanawiacie, jak to możliwe, że spotkałem prezydenta Szwajcarii w pociągu? To jest jedna z wielu ciekawostek tego małego alpejskiego kraju. Pełna szwajcarska demokracja bezpośrednia odbiera prawie zupełnie władzę „rządzącym”, a co za tym idzie degraduje zawód „polityka” do rangi mniej lub bardziej pospolitego zawodu. Parlament u Helwetów jest najtańszym parlamentem w Europie. Jak to kiedyś zabawnie sformułowali dziennikarze szwajcarskiego radia: „tańszy niż bilet do kina, a często dostarcza więcej zabawy. Szwajcarski parlament kosztuje pojedynczego obywatela około ośmiu franków na rok (…)".

Chyba na całym świecie politycy mają taką właściwość, że dostarczają swoim wyborcom wielu niezapomnianych wrażeń. W Szwajcarii oczywiście nie jest inaczej. Nigdzie nie ma bowiem ludzi doskonałych, jednak tutaj nie kasują oni horrendalnych „diet”, nie mają służbowych samochodów, domów, „borówek” (urzędników BOR), etc… Miesięczna pensja parlamentarzysty jest o około 50 proc. większa od średniej krajowej, ale mniejsza niż trzykrotność minimalnego wynagrodzenia. Według polskich realiów, nasz polityk zarabiałby mniej niż 4 tys. zł, licząc według średniej krajowej lub też mniej niż 2800 zł, gdy policzymy według minimalnego wynagrodzenia. Jest więc rzeczą zupełnie normalną, że politycy, nawet ci najbardziej znani, dojeżdżają do pracy tramwajem lub na rowerze, robią zakupy w supermarketach i chodzą swobodnie po ulicachi nie obawiając się o własne życie. Nikt przecież im nie zagraża, są jedynie urzędnikami i wypełniają swoje funkcje, mniej lub bardziej starannie, jak każdy inny pracownik.

Czy jest możliwe, aby w Polsce nasi deputowani mogli chodzić bezpiecznie po ulicach, jeździć spokojnie tramwajami i autobusami? Być może istnieje jakiś sposób, by zapewnić takie bezpieczeństwo naszej elicie politycznej? Myślicie, że można brać przykład z tej malowniczej alpejskiej krainy?

Autor: Jordan Cibura
Data pierwszej publikacji: 2007-12-18

 

/edit:Do tekstu wkradł się jeden błąd. Na zebranie 100 tys podpisów pod inicjatywą obywatelską Szwajcarzy mają 18 miesięcy (czyli 1,5roku), a nie jak wcześniej napisane 2 lata.

Odpowiedzi

Sposób wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.

to kwestia własności...

w Szwajcarii nie ma pewnie wielu dochodowych "spółek skarbu państwa" albo nie ma w ogóle udziałów w żadnych firmach. Brak ogromnego "wspólnego" majątku którym trzeba zarządzać powoduje, że do szwajcarskiego parlamentu nie pchają się biznesmeni. Oni robia swoje gdzie indziej. A ludzie z pasją pracy "dla społeczeństwa": politycy, urzędnicy, itp mogą spokojnie robić swoje. Nikt sobie nie przeszkadza.

Portret użytkownika jordan

Drogi Anonimie, jeśli chodzi

Drogi Anonimie,
jeśli chodzi o Szwajcarię, to jest zupełnie odwrotnie niż podpowiada Panu zdrowy rozsądek.

Co do spółek skarbu państwa, to we wszystkich strategicznych branżach "państwo" ma swoje "udziały". Począwszy od banków kantonalnych, poprzez kolej a na poczcie skończywszy.

Co do biznesmenów, to niestety pchają się do polityki i usilnie lobbują w swoim interesie. Stąd katastrofa w postaci UBS, czy też ogromne przywileje dla szwajcarskich koncernów farmakologicznych.

Mimo tego, WŁAŚNIE dzięki bezpośredniej partycypacji społeczeństwa, naciski lobby w ogromnej części udaje się odeprzeć. Odpierane są głównie te, które stają się publiczne, a tak jest zazwyczaj jeśli dochodzi do referendum.

Inaczej jest, jeśli lobby działa "cichaczem" tak jak najcześciej to bywa w Polsce, to ustawy zostają zatwierdzane pod dyktando lobbystów bez większego oporu.

Jestem zachwycony!

Jestem zachwycony taką wizją. Szkoda jedynie, że w naszych realiach i doświadczeniach tego, co znamy na co dzień, brzmi to niemal utopijnie. Nawet z naszymi tradycjami demokratycznymi i historią oddolnej władzy (z naszego punktu widzenia już niemal na granicy starożytności). Jeżeli tylko ktoś podejmie kroki ku takiej rzeczywistości, chętnie je poprę.

artykuł dla tych, którzy nie

artykuł dla tych, którzy nie umieją mnożyć.

8 franków rocznie na obywatela to w przypadku Polski dawałoby 20 zł * 40 mln ludzi = 800 mln zł. Sejm i Senat wspólnie kosztują około 1/3 tego... Ale tak to już jest cudze chwalicie, swego nie znacie ;-) Inna sprawa, że sam chętnie przeniósłbym się do Szwajcarii, nawet jakbym miał płacić 800 franków rocznie na utrzymanie ichniejszego parlamentu...

Hm. Dlaczego Pan tak

Hm. Dlaczego Pan tak dosłownie przekłada to na warunki polskie?

Osiem franków na obywatela(7 725 200 Szwajcarów) daje łącznie 61 801 600 franków. Co w przełożeniu na PLN po kursie załóżmy 3 PLN za 1 CHF daje 185 404 800 PLN.
Obecny koszt utrzymania parlamentu wynosi ponad 400mln PLN nie jestem w stanie podać dokładnego wyniku ponieważ na stronie kancelarii albo brak takiej informacji, albo trudno do niej dotrzeć... Co nawiasem mówiąc uważam za skandaliczne.

Moim zdaniem po odpowiednich reformach udałoby się zmniejszyć wydatki kancelarii i zbliżyć je do tych 185mln.

Co do samej idei w artykule to bardzo mi się ona podoba i chciałbym żeby coś w tym kształcie funkcjonowało w Polsce.

Napisałem: "Obecny koszt

Napisałem: "Obecny koszt utrzymania parlamentu wynosi ponad 400mln PLN"
Co jest błędem, ponieważ ten koszt(bazujący na projektach budżetowych z poprzednich lat) dotyczy samej Izby niższej parlamentu. Do tych czterystu milionów należy również dodać koszt działalności Senatu, który może wynieś grubo ponad 150mln.

Portret użytkownika radsz

Witam, A ja chcialem dopisac

Witam,

A ja chcialem dopisac druga czesc tej opowiesci.

Mialem przyjemnosc pojscia na kilka wykladow na temat Szwajcarii przez bylego prezydenta Pascal Couchepin. Mimo ze bylo po francusku a moj francuski czasami toporny to bardzo przyjemnie sie sluchalo wykladu.

Po wykladzie pojechalismy sobie wspolnie metrem i rozmawialem z prezydentem na temat systemu bankowego w Szwajcarii. O pakiecie ratunkowym dla UBS, o tym ze Szwajcaria jest zagrozona przez banki. O tym ze trzeba bankowcom jasno wytlumaczyc ze nie moga liczyc na pieniadze podatnikow. Niestety prezydent zmartwil mnie bo powiedzial ze zawsze panstwo pomoze bankom przez co moim zdaniem Szwajcaria moze znalezc sie na skraju bankructwa. Jednak po tej dyskusji prezydent bardzo podziekowal mi za ta rozmowe i moze cos zapamieta o tym ze zwykli ludzie martwia sie ze banki ryzykuja pieniadze ktore przyjdzie zaplacic podatnikom.

Bardzo milo wspominam rozmowe. Czy w Polsce mozna by sobie tak porozmawiac z polskim prezydentem? Pytanie retoryczne.

pozdrowienia,
Radek